domenica 2 febbraio 2014

POEZJA, WOJNA I SATYRA - spotkanie z Roberto Benignim


Roberto Benigni. Foto A. Zakrzewicz
„Tygrys i śnieg” to film inteligentny i wzruszający. Opowiada historię włoskiego poety Attilia (Roberto Benigni), który żyje w swoim własnym poetyckim świecie i jest zakochany do szaleństwa w Vittori (Nicholetta Braschi), która go odrzuca, i jedzie do Bagdadu za poetą irackim Fuadem (Jean Reno), pisać jego biografię. W Iraku wybucha wojna i Vittoria zostaje ciężko ranna. Zakochany Attilio wybiera się w absurdalną podróż do bombardowanego Bagdadu i ratuje jej życie siłą swojej miłości. Fuad – poeta iracki, który symbolizuje antyczną kulturę Blisko-Wschodnią, odbiera sobie życie. Śmierć poety jest symboliczną śmiercią kultury, piękna, wrażliwości, człowieczeństwa...
Wbrew oczekiwaniom, film „Tygrys i śnieg” nie jest otwartą krytyką wojny w Iraku, lecz osobistym i uniwersalnym protestem przeciwko wojnie, której nie można określić innym przymiotnikiem, jak „bezsensowna”. Natomiast inteligencja i błyskotliwość Benigniego jest promieniem światła w ciemnościach współczesnej cenzury.


Uwaga! Benigni całuje!
 
- Kiedy wspomniano mi, że to ma być spotkanie z prasą zagraniczną, ja oczywiście powiedziałem nie!, później mnie jednak przekonali i przyszedłem. - żartuje Roberto Benigni, ale zarówno on, jak i prasa zagraniczna wie, że był niechętny do wywiadów, gdy jego „Pinokio” kandydował do Oskara, bo tak mu doradzili holiwoodzcy specjaliści. Teraz Roberto próbuje obłaskawić media. Okazja do spotkania to specjalny tytuł, jakie Stowarzyszenie Dziennikarzy Zagranicznych w Rzymie przyznało włoskiemu aktorowi i reżyserowi: „Poeta kina”. – Ta nagroda tak mi się podoba, że chyba zamówię co miesięczny abonament, pod warunkiem, że znajdę parking w centrum Rzymu. Nie mogę wyrazić szczęścia, które mnie rozpiera, ale spróbuję dzisiaj mówić poważnie. – obiecuje Benigni i śmieje się zaraźliwym śmiechem, więc wszyscy też się śmieją. Pada pierwsze poważne pytanie: - Co pana popycha, gdy tak nagle rzuca się pan na ludzi i na polityków, by ich całować?
- Pani powinna zapytać mnie, co we mnie wstępuje, gdy uada mi się powstrzymać od tego pięknego gestu! – mówiąc to, Benigni wyskakuje z honorowego miejsca niczym sprężyna i wyciąga się jak guma, by wycałować portugalską dziennikarkę, siedzącą w drugim rzędzie.
Całowanie to obyczaj włoskiego komika, który bawi wszystkich, ale terroryzuje zawsze jego rozmówców. Roberto skacze, w najmniej przewidzianym momencie, w kierunku wybranej ofiary i toczy z nią bój fizyczny do pierwszego pocałunku. Wszyscy Włosi pamiętają, jak rzucił się na słynną subretkę Raffaellę Carra, która uciekając przewróciła się na oczach telewidzów, a Benigni dopadł ją i wycałował. Przeszedł sam siebie gdy, jako gość głównego wydania dziennika telewizyjnego RAI 1, wskoczył na biurko redakcyjne i zaczął całować prezentera, odwracając się tyłem do kamery. Benigni całuje - jest to jego sztuczka i recepta na lepszy świat. Przede wszystkim jednak to wyraz jego fizyczności, potrzeba kontaktu z ludźmi oraz wyraz naturalnej sympatii. On mówi całym ciałem. Niesamowity jest każdy jego gest, grymas, mina i śmiech, zaraźliwy niczym grypa. Dla Włochów Roberto to przede wszystkim ich narodowa maskotka – poprawia im humor.

Emocje to rzecz najpiękniejsza na świecie

Nowy film Benigniego to kolejny odcinek jego wspaniałej historii miłosnej z Nicolettą Braschi, którą to opowiedział już na wszystkie sposoby, tak jak Woody Allan opowiedział nam już wszystko o swojej psychoanalizie. „Tygrys i śnieg” jest ponadto produktem familijnym (film wyprodukowany przez Melampo Cinematografica – czyli rodzinę i znajomych), co zresztą przypomina niezależne kino Nanniego Morettiego i czemu trudno się dziwić, skoro we Włoszech nie tylko telewizja i prasa, ale także kinematografia jest zdominowana przez rodzinę premiera. Nic więc dziwnego, że na pytanie hiszpańskiej dziennikarki „El Pais” – Jakie jest pana stanowisko wobec wojny toczącej się w Iraku i czy uważa pan, że pański nowy film jest politycznie poprawny? – Benigni odpowiada: - Ważne, że film jest poprawny, a politycznie... (robi minę, macha rękami i kontynuuje) – Dziś trzeba dziesięciu lat, żeby zrobić film. Robić filmy w tym okresie to bardzo smutne zajęcie, to prawie syzyfowa praca. Industria kinematograficzna jest w kryzysie, rynki są płaskie, publiczność spada... Kino znajduje się w szczególnie upokarzającej sytuacji. Nie myślcie tylko, że się użalam...
- Kino to najpiękniejsza zabawka na świecie, która daje radość i pozwala śnić. – Wyznaje włoski komik ze śmiechem i próbuje spoważnieć - Dlatego właśnie kino należy robić poprawnie, bo wiadomo, że każde nasze działanie jest działaniem politycznym, estetycznym, moralnym. Oczywiście kino i sztuka nie może zmienić świata, ale podnosi nas trochę na duchu. Myślę, że to jest obowiązek sztuki – podnosić na duchu. To główny cel, dla którego opowiada się historie. W moim filmie na początku jest scena ze snu Attilia, w którym się czuje, że poezji udało się przekazać emocje. Czujemy się żywi, gdy serce bije nam mocniej. Emocje to rzecz najpiękniejsza na świecie. Myślę, że trzeba opowiadać piękno, które ma się przed sobą i którego najczęściej ludzie nie widzą.
Co do poprawności politycznej, wiemy dobrze wszyscy, że ta wojna jest bezsensowna. Trudno jest znaleźć inne przymiotniki określające wojnę. Ja dałbym nagrodę Nobla najmłodszemu pokoleniu, które po raz pierwszy w historii ludzkości opowiedziało się przeciwko wojnie.
Na zarzuty, że Benigni znowu ociera się o banalność w swoim uniwersalnym pacyfizmie, reżyser odpowiada: - O wojnie nie można mówić konkretnie, dlatego też ja mówię ogólnie o wojnie. Choć w moim filmie rozpoznaje się konkretną wojnę, bo to właśnie wojna w Iraku, gdzie jest embargo i nie ma lekarstw, ja mówię o wojnie symbolicznie. Mówię o czymś, co nie wiadomo skąd się wzięło. Kiedy Fuad (Jean Reno) mówi: „świat zaczął się bez człowieka, skończy się więc bez człowieka” – jest to refleksja antropologiczna. My zapominamy zwsze, że niestety wojna jest najsilniejszą pasją człowieka. Zobaczyłem statystykę wojen na przestrzeni ostatnich trzech tysięcy lat. Co 20-25 lat mamy jakąś wojnę i jakiś traktat pokojowy, którego postanowienia nie są respektowane. Wojna towarzyszy ludzkości. Ta wojna natomiast okazuje się szczególnie bezsensowna. Czuło się to od początku. Myślę, że ludzie czują, kiedy jakieś działania są dobre lub złe.

Pacyfizm bez banalności

„Tygrys i śnieg” jest jednym z wielu filmów, które będą miały coś wspólnego z wojną w Iraku. Benigni opowiada kolejną bajkę o wojnie, taką jaką było jego „Życie jest piękne”. To nasuwa oczywiście po raz kolejny pytanie o to, czy styl komiczno-tragiczny jest odpowiednim środkiem narracji, by mówić o wojnie w sposób prawdziwy. Zbyt wiele komiczności w tak wielkiej tragedii, jaką był Holocaust – te zarzuty stawiano jego poprzedniemu filmowi „La vita e’ bella”.
- Jak można zrobić film pacyfistyczny, bez popadania w banalność? – prasa hiszpańska jest na temat wojny w Iraku bardzo wyczulona.
- Niech bóg mnie broni od robienia filmów ideologicznych! – zarzeka się Benigni - Pierwszym obowiązkiem filmowców jest opowiadać historie, rozbudzać emocje, robić kino dobrze. W filmie mówię o wojnie w sposób uniwersalny. Mówię, że wojna jest nie do pojęcia. Nie wiadomo skąd się bierze. Aby to zrozumieć trzeba kopać w duszy artysty, bo wojny rodzą się w duszy człowieka. Stąd w moim filmie samobójstwo poety, który odebrał sobie życie, jak zresztą wielu artystów w okresie wojny. Samobójstwa artystów w czasie II wojny światowej były częste, gdyż dla osoby wrażliwej jest niemożliwością współżyć z takim ogromem okrucieństwa. Moim zdaniem wystarczy pokazać śmierć jednego człowieka, by pokazać śmierć całej ludzkości. Chciałem to pokazać właśnie dziś, w tym momencie historycznym, gdy telewizja przyzwyczaiła nas do śmierci tak bardzo, że ta nie robi już wrażenia, bo życie ludzkie jest warte tak mało, tak bardzo mało...
Zawsze radosny Benigni, staje się bardzo poważny i dodaje - Kiedy podczas tej wojny liczy się na zimno poległych, którzy stają się tylko numerami, myślę często, że przecież gdy umiera każdy z nas, wraz z nim umiera cały wszechświat. Uratować jedno życie, znaczy ratować świat. Ten film kosztował mnie bardzo wiele pod względem emocjonalnym. Jestem mu wdzięczny za to, co przeżyłem w fazie pisania scenariusza, kręcenia i montażu. Nawet, jeżeli odczucia publiczności nie zawsze są równie silne jak moje, jestem szczęśliwy, że udało mi się przekazać moje emocje. Ten mój film jest częścią trylogii, która obejmuje „Życie jest piękne” oraz „Pinokio” i jest moim hymnem na cześć życia.
Na prośbę by wyjaśnił, co chciał powiedzieć poprzez śmierć irackiego poety, którego interpretuje Jean Reno, Roberto Benigni odpowiada: - Film, bardziej niż literatura, pozwala przedstawiać niektóre aspekty w sposób domyślny i symboliczny. Poeta odbiera sobie życie nieoczekiwanie, bo ludzie chcący odebrać sobie życie nigdy nie pokazują tego po sobie. On kocha poezję i swój świat. Kiedy natomiast znajduje swój kraj w stanie agonii; kiedy widzi na wspaniałym niebie Bliskiego Wschodu, o którym od tysięcy lat opowiadali poeci, błyski wybuchów zrzucanych bomb - wszystko traci sens. Miejsce, w którym znajduje sią Fuad i Attilio, to miejsce, które było kolebką kultury, gdzie się narodziły języki, poezja i sztuka. Oglądanie tego upokarzającego spektaklu, jakim jest wojna w Iraku, popycha Fuada do ostateczności i do popełnienia samobójstwa w sposób zabroniony przez jego religię. Kiedy wchodzi do meczetu, już mnie nie dostrzega, bo jest gdzie indziej. Ma na sobie tradycjonalny strój, jakby symbolicznie odział się we własną kulturę.
Chciałem pokazać tragizm śmierci, poprzez scenę, w której ja-Attilio wchodzę do mieszkania i widzę kartki porywane przez wiatr, wpadający przez otwarte okno. Przez moment odwracam się tyłem i zakrywam ciało. Po tej scenie następuje jedyna prawdziwa scena wojny irackiej, aby połączyć śmierć poety z bezsensem tych wszystkich innych śmierci.

Satyra polityczna

Dziennikarze zagraniczni nie mogą przepuścić okazji i zadać kilka pytań związanych z polityczną aktualnością oraz polemikami, jakie toczą się w prasie włoskiej, w związku z satyrą polityczną, która uderza szczególnie mocno w Berlusconiego. - Satyra polityczna podoba się panu, bo nam podoba się bardzo? – Benigni odpowiada: - Tak, podoba mi się, ale to specyficzny rodzaj twórczości. Nie można go uprawiać dla potrzeb kina, bo kino nie może być jedynie satyrą polityczną. Dla mnie satyra jest jak wystrzał armatni. Eksploduje nagle i trafia w cel.
- Wróćmy jednak do polityki. Brał pan udział w kultowym autorskim programie Adriana Celentano „Rock politik”, gdzie żartował pan z Berlusconiego. Istnieje sondaż opinii publicznej, który twierdzi, że po tym programie 800 tys. Włochów zdecydowało się głosować na lewicę. Ostatnio toczy się we Włoszech zaciekły spór o satyrę polityczną i jej granice. Co to jest satyra polityczna i jakie są jej limity? – zadaję Benigniemu pytanie.
- To pytanie podoba mi się, bo jest aktualne – odpowiada - Ja jednak zawsze próbowałem unikać wszelkich prób zagłębiania się w ten problem. Komicy muszą być lunatykami. To jest dar, nie można więc pytać komików o granice satyry, bo jak lunatycy przebudzą się i spadną na ziemię.
Ja osobiście się satyrę jak mleko z piersi. Nawet, jeżeli ktoś mówi, że to jest szkodliwe, mnie nic nie obchodzi. Nie chcę być przebudzony ze snu i myśleć nad tym, jak jest zrobiony sutek. – Benigni zaczyna śmiać się do rozpuku, tym swoim śmiechem, który zaraża wszystkich, później kontynuuje - Satyra to gatunek, który się autodefiniuje. Satyrę robią błaźni i dobrze napisał Eugenio Scalfari w dzienniku „La Repubblica”, że satyra musi uderzać we władzę, bo jak tego nie robi, nie jest satyrą. Są jednak osoby takie, jak Berlusconi, które przyciągają niczym magnes. I nawet, gdyby Berlusconi nie był u władzy, to też by przyciągał satyrę. Jest stworzony dla satyry. Nawet gdy przejdzie do opozycji, satyra mu nie przepuści. Dyskutować zbyt długo o satyrze, byłoby nudne. Dobrze jest jednak nie bać się, mówić to, co się myśli i czuje. Arystoteles żartował już z Sokratesa i ten był zadowolony, dlaczego nie mielibyśmy żartować z Berlusconiego? Satyra to mądrość popularna; to demokracja, która się sama biczuje; to wolność, która się śmieje.

© AGNIESZKA ZAKRZEWICZ, 2005

Nessun commento:

Posta un commento

Nota. Solo i membri di questo blog possono postare un commento.